Menu

niedziela, 18 maja 2014

Drugi.

Hej :)
Rozdział dodaję dziś, ponieważ mam chwilę czasu, a jutro siedzę do późna w szkole i nie wyrobiłabym.
Kilka spraw organizacyjnych :P
Rozdział tym razem o Hermionie... Powiem tak, o Draco lepiej mi się podobał, ale o Hermionie lepiej mi się pisze. Nie wiem, resztę do oceny zostawiam Wam.
Rozglądam się za Betą. Jeśli byłby ktoś zainteresowany, to bardzo proszę o kontakt.
Rozdział dedykowany Rapsodi89, Ty już z resztą wiesz za co.
Nie przeciągając,
Pozdrawiam, Rouse.


       Nienawiść pochodzi z serca, pogarda z głowy; mimo to żadne z tych uczuć nie jest całkowicie pod naszą kontrolą.

[ Schopenhauer ]
       
          Kolejny dzień… Kolejny, szary dzień pełen bólu, łez i poniżenia. Brzmi to strasznie, lecz wierzcie mi lub nie, wcale taki nie jest. To po prostu moje życie. Dwa dni temu skończyłam Hogwart. Tak, dostałam certyfikat ukończenia szkoły magicznej, za co oczywiście nabyłam śliczną bliznę po zgaszonym papierosie. Jak się domyślacie, mój ociec nie był ze mnie wybitnie dumny. Niestety na nic mi to się nie przydało. Kiedyś moim największym marzeniem było zostanie prawnikiem. Śniły mi się piękne sale rozpraw i ławy przysięgłych. Jednak teraz wiem, że nic z tego. Mam dziewiętnaście lat i jestem na „garnku” rodziców. Powoli dokończyłam palić.
    I oto kolejna słabość. Nikotyna. Przez pewien czas byłam pewna, że to ona trzyma mnie przy życiu. Ale wiecie jak to jest… Każda nastolatka z burzą hormonów ma jakieś głupie urojenia. Ha! Miałam nawet myśli samobójcze… Teraz, gdy o tym myślę, to śmiać mi się chce. Jednak może to nie byłoby najgorsze rozwiązanie. Śnieg padał dosyć grubymi płatami, dlatego postanowiłam trochę przyspieszyć. Po chwili byłam już pod domem. Drzwi były otwarte, jak zawsze.
    Musicie wiedzieć, że u mnie rzadko zamykało się drzwi. Na haku przy drzwiach wisiały tylko jedne klucze, które nigdy nie były ruszane. Ojciec nigdy nie wypuszczał matki z domu. Bał się, że ona go zostawi, jednak ja wiedziałam, że nawet gdyby kazał się jej wynosić nie poszłaby dalej niż do pokoju gościnnego.
Gdy ojciec pił, urajał sobie, że matka go zdradza. Wymieniał wtedy nazwiska sąsiadów, listonoszy… Różnie.
      Przymknęłam oczy nasłuchując jakiegoś krzyku. W środku było cicho, co mnie jednocześnie zdziwiło i zaniepokoiło. Pchnęłam drzwi i przekroczyłam próg. Cisza. Lekko zdezorientowana przeszłam przez pokój gościnny w kierunku schodów. Wyszłam do góry i usłyszałam odgłosy dochodzące ze sypialni. Spojrzałam na zegarek, na którym dochodziła godzina 21.00. Już nic mnie nie dziwiło… Starając się nie robić zbyt wiele hałasu i nie słuchać tych jęków, ruszyłam do pokoju. Westchnęłam zamykając drzwi.
     Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było ono specjalnie okazałe. Zwykle kwadratowy pokój, w którym znajdowała się szafa, łóżko i biurko. Koło łóżka stała szafka nocna, na której leżały tabletki nasenne i papierosy. Ściany były koloru szafirowego, a na podłodze leżał niebieski dywan. Na wprost mnie znajdowały się jeszcze jedne białe drzwi. Prowadziły do skromnej łazienki z umywalką, ubikacją i prysznicem. Jest to bardzo przydatne, bo nigdy nie wiem, kiedy tamta łazienka jest zajęta. Na siedemnaste urodziny wyprosiłam matkę o kluczyk do pokoju. Był mi niesamowicie potrzebny. Od tamtego momentu mój pokój, to taki wał obronny, jednak nie wiem na ile wytrzymały. Wzięłam prysznic i ubrałam się w świeże rzeczy. Zapytacie pewnie, dlaczego nie w pidżamy? Nie miałam zamiaru iść spać. Upewniłam się, że nikt mi nie wejdzie do pokoju (nie żeby ktoś miał na to specjalną ochotę) i schyliłam się pod łóżko.
    Wyciągnęłam spod niego pudełko po butach, w którym trzymałam magiczne zdjęcia i inne pamiątki. Były tam też świadectwa, dyplomy, ale i pieniądze. Na wakacjach nie próżnowałam. Załapywałam się na każdą możliwą formę pracy, która obejmowała umową osiemnastolatkę. Najczęściej były to jakieś kluby, kawiarenki, mycie aut itp. Spakowałam wszystkie swoje ubrania, wcześniej je pomniejszając. Pudełko po butach zmniejszyłam do rozmiarów paczki zapałek.        Już miałam wychodzić, ale obróciłam się, by ostatni raz spojrzeć na swój dotychczasowy pokój. Moją uwagę przykuła ramka ze zdjęciem. Moje trzecie urodziny… Byliśmy tam wszyscy we trójkę, uśmiechnięci, przytuleni. Normalnie wzór kochającej się rodzinki. Prychnęłam pod nosem i wyszłam z pokoju. Bez problemu opuściłam domu. Przecież i tak nikt się mną nie przejmował. Znaczy do czasu, aż ponoć byłam potrzebna. Szłam chodnikiem, wpatrując się w kawałek papieru, który trzymałam w ręce. Wychodząc dziś z supermarketu, zerwałam ulotkę z ofertą pracy w klubie nocnym. Wynagrodzenie było satysfakcjonujące jak dla mnie i zakwaterowanie gratis. Śnieg padał coraz mocniej i miałam wrażenie, że przede mną rozpościera się biała kotara, nie do pokonania. Wyciągnęłam różdżkę i teleportowałam się pod podany adres.
     Pojawiłam się pod gmachem budynku. Był to typowy klub Go-Go. Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam do drzwi. Odetchnęłam głęboko i nacisnęłam klamkę. Lokal był… estetyczny. Ogromne pomieszczenie, w którym znajdował się bar, stoliki, loże oraz sceny, gdzie sfrustrowani mężczyźni mogli pocieszyć oko pięknym, podniecającym tańcem na rurze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ruszyłam w stronę przystojnego barmana. Mimo, że muzyka grała głośno, nie drażniła uszu. Usiadłam na wysokim krześle i czekałam, aż ktoś zwróci na mnie uwagę. Miałam jeszcze moment, by się dokładniej rozejrzeć.  W ścianach jak i w podłogach były wbudowane neony, które dodawały imprezowego klimatu, a czarne, skórzane meble pasowały do marmuru wyłożonego na ziemi. Kelnerki w kusych strojach balansowały między stolikami zbierając zamówienia i zabawiając gości. Klimat klubu byłby niemal przyjemny, gdyby nie te obleśne spojrzenia facetów, gapiących się na ich tyłki. Właśnie to mnie odpychało najbardziej. Zero poszanowania i jakiejkolwiek wstrzemięźliwości. W tym momencie niczym się nie różnili od zwierząt. W ich oczach przejawiał się dziki instynkt. Moje rozmyślania przerwało chrząknięcie przystojnego kelnera.
-W czym mogę panience pomóc?- Zapytał wyuczonym, jedwabnym głosem, który miał przeprawiać puste panienki o szum w głowie i kupowaniu większej ilości drinków.
-Jestem tu w sprawie ogłoszenia.- Wyciągnęłam z kieszeni ulotkę i podałam blondynowi. Gdy zobaczył reklamę klubu automatycznie się uśmiechnął i zagadnął już swoim głosem.
- Nie wierzyłem, że ktoś tak szybko znajdzie się na to miejsce. Zapraszam do mojego gabinetu, omówimy tam szczegóły. Tu jest chyba troszkę za głośno.- Bez słowa skinęłam głową. Barman zaczepił z sali jakąś rudą dziewczynę, która zajęła miejsce z ladą. Zeskoczyłam z wysokiego stołka i ruszyłam za nim. Jak się później okazało, gabinet, o ile można tak nazwać pomieszczenie właściciela klubu Go-Go,mieścił się za barem. Prowadził do niego wąski korytarz, który zagrodzony był ruchomymi półkami z alkoholem i szklanymi przedmiotami. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, mężczyzna zasiadł za biurkiem, wskazując mi miejsce naprzeciwko.
     Jeszcze przez moment rozglądałam się po biurze. Nie było ono wielkie, ale bardzo przytulne. Na meblach stały figurki tancerek i puchary pracowniczek. Dyplomy wisiały na przeciwległej ścianie, prezentując poziom lokalu. Trudno powiedzieć, że takie miejsce może być nazywane prestiżowymi, ale nie była to jedna z nor, których pełno na Nokturnie. Zajęłam wskazywane miejsce i z wyczekiwaniem popatrzyłam na barmana.
- No to zacznijmy od początku. Nazywam się Gregory Midnight i jestem szefem tego dobytku.- Uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd bialutkich, prostych zębów.- A ty jak masz na imię i ile masz lat?- Spytał z wyczekiwaniem.- Wiesz, nie pytałbym o takie rzeczy, ale papiery tego wymagają i muszę cię zaktualizować, jako moją pracownicę.
- Hermiona… Hermiona Granger. Mam 19 lat.- Greg zagwizdał wesoło i popatrzył na nią z niezrozumieniem.
- Jesteś młodziutka, masz czyste papiery i cholernie dobre wyniki w nauce. Czego ty tu szukasz? Dziewczyno świat leży u twych stóp!- Z jego postawy i sposobu mówienia wywnioskowałam, że jest bardzo wesołym i bezproblemowym człowiekiem, który zna się na biznesie. Jednak nie tego się spodziewałam... Przymknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Byłam prawie pewna, że nie mam tu czego szukać.
- Nie zatrudnisz mnie, tak?- Zapytałam, próbując za wszelką cenę ukryć rozgoryczenie i zrezygnowanie. Midnight przyjrzał się mi uważnie nad czymś bardzo intensywnie myśląc. Z jego oczu nie dałam rady odczytać absolutnie nic. Dlatego, gdy nie odzywał się już od dłuższego czasu, po prostu zebrałam swoje rzeczy i już miałam wychodzić, kiedy usłyszałam zbawienne (jak dla mnie) słowa.
-Zatrudnię…- Odetchnęłam głęboko, zatrzymując się z ręką na klamce. Nawet nie wiecie, jak trudno zdobyć, choć łyk świeżego powietrza, przy tak ogromnych nerwach. Ponownie usiadłam na krzesło.- Jednak próbuję cię rozgryźć. Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że gdy już od tak młodego wieku zaczynasz w takiej pracy, to nie masz najlepszego startu na karierę?- Westchnęłam cicho i spojrzałam na niego. W jego oczach dostrzegłam wesołe iskierki, które zdradzały zwykłą, ludzką ciekawość.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Jednak podjęłam już decyzję. Od kiedy mogę zacząć?- Zmieniłam temat, choć dojrzałam na jego twarz na moment wyraża zdezorientowanie, jednak szybko zostało zastąpione szerokim uśmiechem.
-Lubię bezpośredniość. Zapoznam cię z resztą ekipy i jeszcze dziś staniesz za barem. Twoje godziny pracy to 19.30-7.00. W dzień będziesz odsypiać w pokojach na górze. Tam będziesz miała swój własny azyl.- Greg ostatni raz uśmiechnął się i wyszedł, zostawiając mnie samą.
    Kolejne, niechciane wątpliwości spłynęły na mnie jak niechciany deszcz podczas słonecznych wakacji. Najgorsze było przeświadczenie, że ten facet miał racje. Nikt nigdy nie będzie chciał mieć u siebie na stanowisku byłej tancerki Go-Go. Jednak rodzice powtarzali mi przez tyle lat, że nie potrzebnie się uczę, że życie jest okrutne, a ja i tak nic nie osiągnę. Przez cały czas ślepo wierzyłam w to, o czym mi opowiadali. Rzadko, bo rzadko, ale i tak się cieszyłam, jeśli któreś z nich się do mnie odezwało. Nawet, jeśli mieli mnie krytykować, ale rozmawiali ze mną jak z normalnym człowiekiem, a nie jakimś wytworem wyobraźni, z którego natura mocno zażartowała obdarzając magiczną zdolnością. Bo właśnie tak mnie postrzegali. Nie mylcie tych rozmów z rozmowami typu matka- córka, gdzie pociecha spowiadała się rodzicielce z każdego chłopaka, który jej się spodobał... Nic z tych rzeczy. Mimo wszystko i to mnie cieszyło. Pamiętam, że nigdy nie zostawiałam, ani nie brałam różdżki do domu… Zawsze zostawiałam ją w Hogwarcie, gdzie była bezpieczna w moim kufrze. Oni nie mieli podstaw mnie posądzać o coś nienormalnego, a ja mogłam prowadzić 'normalne' życie.
    Usłyszałam głosy zza drzwi i odetchnęłam głęboko. Po chwili pomieszczenie wypełniło się radosnymi głosami ludźmi, którzy przepychali się i żartowali. W tamtej chwili poczułam cholerną zazdrość i żal. Tak, zazdrościłam im tej beztroski i uśmiechu. Wyglądali tak, jakby nic w życiu ich nie martwiło, cieszyli się każdą mijającą sekundą i nie przeszkadzało im to. Przerwał im trzask drzwi i surowy wyraz twarzy Midnighta.
-Proszę o chwilę spokoju. Ekipa, to jest Hermiona, zajmie miejsce Jessici. Liczę na ciepłe powitanie. Lisa, Layla, proszę was, byście przygotowali Herm do pracy. Na razie pomaga ona za barem, a pokazy Jess przejmie w tym tygodniu Christi.- Greg zanotował coś w wielkim zeszycie spojrzał jeszcze na każdego z osobna i powoli skinął głową.- To chyba wszystko, w razie pytań zapraszam do mnie. Dziewczyny, przedstawicie jeszcze Hermionie naszych ochroniarzy. Niestety panowie nie mogli być z nami obecni z powodu pracy. Obawiałem się, że gdybym ich tu wezwał, to nie miałbym, do czego wracać.- Skinął głową i opuścił pomieszczenie. W pokoju ze mną została tylko ładna dziewczyna, którą Greg poprosił za bar chwilę temu. Była szczupła, wysoka i miała długie, rude, kręcone włosy.
-Hej! Jestem Layla. Pomogę ci dzisiaj z ubiorem i zapoznam z regulaminem, a reszta to pestka. Zobaczysz!- Skinęłam delikatnie głową i posłałam jej uśmiech. Coraz bardziej bałam się podjętej decyzji. Layla chyba musiała to zauważyć, bo uśmiechnęła się szeroko i złapała mnie za rękę.- Nic się nie martw… Będzie super, zobaczysz..!
     
       Od godziny siedziałam przed ogromną szafą. Layla przerzucała ubrania, co chwilę podrzucając mi jakieś stroje. Bez problemu odszukała komplety, które pasowały do mojej karnacji, a które doskonale z nią kontrastowały. Musiałam przyznać, że nigdy nie widziałam takiej ilości ubrań. Od kiedy pamiętałam, nie przepadałam za zakupami. Nie chodziłam po butikach, sklepach czy galeriach. Nie, że nie chciałam… Tylko po prostu nigdy nie było na to pieniędzy. Ojciec wydawał wszystko na swoje „potrzeby”, a gdy brakowało z przyczyn naturalnych, to zapożyczał się gdzie popadnie. Najczęściej były to „zaprzyjaźnione” bary, które z otwartymi ramionami czekali na mojego ojca. A on zawsze wracał, nigdy nie było inaczej.
    Z letargu myśli wywabił mnie kolejny kostium wrzucony w moją stronę. Layla spojrzała sceptycznie na ciuchy, które pozostały w szafie i zatrzasnęła ją z hukiem. Rozejrzała się po pokoju, a swoje spojrzenie zatrzymała na mnie.
- To byłoby na tyle jak na razie. W weekend może wybierzemy się na jakieś zakupy?- Layla machnęła różdżką i w pokoju zapanował porządek.- Tak lepiej… Dobra, ja cię zostawiam, przebierz się w coś. Możesz sobie wybrać strój. Później zrobimy ci jakiś szałowy make-up i odbędziesz krótkie praktyki za barem. Daj znać jak będziesz gotowa.- Ruda uśmiechnęła się pokrzepiająco i zostawiła mnie samą. Błędnym wzrokiem przesunęłam po kostiumach. Nigdy niczego podobnego na sobie nie miałam. Było to dosyć krępujące. Gdzieś tam w środku czułam bezradność pomieszaną z goryczą. Jak odległe były moja marzenia od rzeczywistości… Wybrałam najbardziej melancholijny strój, który odpowiadał mojemu humorowi. Nie patrząc w lustro przebrałam się i usiadłam na łóżko. Mogłam iść po Laylę, ale nie byłam pewna, czy w ogóle chcę schodzić na dół. Jeśli ją zawołam nie będzie już odwrotu. W ten mało widowiskowy sposób zamknę rozdział w moim życiu. Zakończę pewien akt, by rozpocząć kolejny. Tylko, dlaczego miałam wrażenie, jakby w tych nowych scenariuszach brakowało stron? Może ktoś specjalnie je powyrywałby poprawić sobie nastrój? A może od teraz to właśnie ja miałam zapełniać te puste kartki? Nie miałam zielonego pojęcia. I nie do końca wiedziałam, czy chcę się o tym przekonać. Wzięłam głęboki oddech i przymknęłam oczy. Tyle razy ryzykowałam, tyle razy dokonywałam niewłaściwych wyborów. No, ale może na tym polega sens istnienia. Jeden błąd w te, czy w te nie powinien robić różnicy. Wzięłam powietrze w płuca i zatrzymałam je w środku. Miałam wybór. I tym razem musiałam dobrze wybrać. Myśli kotłowały się, a powietrze ulatywało z płuc z każdą upływającą sekundą. Jeśli by uciekło, nie miałabym odwagi spróbować raz jeszcze. Dlatego nie rozważając następnych za i przeciw wykrzyknęłam.


-Layla!- I tak wszystko się zaczęło. 

3 komentarze:

  1. Może tym razem uda mi się skomentować z telefonu...
    Ciekawy rozdział choć przyznam że sama chyba prędzej rąbnęłabym takiego ojca jakimś porządnym zaklęciem ale takim żeby mnie nie zamknęli w Azkabanie i pozbyła się delikwenta. Choćby wyczyścić mu pamięć żeby nie wiedział gdzie ma wracać. Dobra ale to nie moje opowiadanie ;-) Historia Hermiony jest ciekawa i widać że dobrze ci się o niej pisze. Ciekawa jestem jak to możliwe, że padał śnieg kiedy Herm skończyła Hogwart skoro kończy się go w czerwcu? Znowu mnie dziwi to nie czasowość. Skoro Draco był 3 lata na wyspie a tu nagle piszesz że Herm właśnie skończyła Hogwart. Mogłabyś jakoś zaznaczyć że jest trzy lata wcześniej chyba że znowu czegoś nie zrozumiałam. Kurcze na razie nie mam czasu napisać więcej ale postaram się znaleźć chwile później. Buziaki.
    Pozdrawiam rapsodia89

    OdpowiedzUsuń
  2. Super się zaczyna, zaostrzyłaś mi apetyt na czytanie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo, cudo, cudo!
    Czekam na więcej, kochana, bo już mnie ciekawość zżera.

    OdpowiedzUsuń