Hej,
Pytaliście, kiedy nasza parka się spotka, to własnie ten honorowy rozdział. Pogoda się u mnie popsuła i natchnęła do napisania kilku słów specjalnie dla Was, więc zapraszam do czytania.
Pozdrawiam,Rouse Karmen
Są łzy, co jak ogień palą,
Są serca, które się nigdy nie żalą,
Są krzywdy, na które nie ma sędziego,
Lecz gdy ktoś płacze,
Nie pytaj, DLACZEGO...
Są serca, które się nigdy nie żalą,
Są krzywdy, na które nie ma sędziego,
Lecz gdy ktoś płacze,
Nie pytaj, DLACZEGO...
Jednak czas leczy rany. Praca pochłaniała
mój cały czas. Nawet, gdy miałam chwilę wolnego, schodziłam do klubu. Lubiłam
patrzeć na bawiących się ludzi. Czasami pomagałam za barem, a Greg starał się
zawsze coś za to dorzucić. Dziewczyny
były naprawdę kochane i potrafiły podnieść na duchu. Pracowałam w tym klubie
już od dwóch miesięcy. Znowu potrafiłam się śmiać i nie użalałam się nad sobą.
Bynajmniej nie tak często.
Dzisiaj znowu miałam wolny wieczór, ale
nie chciałam siedzieć sama. Lisa i Layla pracowały dzisiaj za barem i nie miałam,
z kim poplotkować. Dlatego po 20 minutach gapienia się w ścianę, przebrałam się
w bardziej „służbowy” strój, poprawiłam makijaż na bardziej pasujący do
otoczenia i zeszłam na dół. Jak zawsze w piątkowe wieczory w klubie panował
tłok i imprezowy chaos. Przez chwile obserwowałam szalejących ludzi. Nagle
usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Ruszyłam w tamtą stronę, by zobaczyć
zdruzgotaną Lisę.
-
Co się stało?- Zapytałam podchodząc do Antony’ego, naszego ochroniarza, który
teraz podtrzymywał czarnowłosą dziewczynę. Wyglądała strasznie… Makijaż spływał
jej po twarzy, a jedno oko miała mocno podpuchnięte.
-
Natrętny imprezowicz. Na szczęście Divon zrobił już z nim porządek. Mała jak się
trzymasz?- Antony spojrzał na Lisę. Ta tylko skinęła głową i rozbieganym
wzrokiem spojrzała na szefa. Greg tylko ogarnął spojrzeniem pomieszczenie i
udał się do swojego gabinetu. Nie było trzeba go dobrze znać, by zauważyć, że
jest wściekły. Mimo wszystko bardzo szanował wszystkich swoich pracowników, sam
nigdy ich nie terroryzował i nienawidził, gdy ktoś to robił.
-
Hej Lisa już w porządku, słyszysz?- Próbowałam ją pocieszyć, ale ona tylko
pokręciła głową i wtuliła się w Antony’ego.- Okey, w takim razie zrobimy tak…-
Szybkim ruchem ręki posprzątałam potłuczone szkło.- Idź odpocznij, a ja stawię
się za ciebie. Co ty na to?- Spojrzałam na czarnulkę, która lekko podciągnęła
nosem i przecząco pokiwała głową.
-
Herm, bardzo ci dziękuję, ale nie chcę tam siedzieć sama. Dam radę…-
Powiedziała i odsunęła się od ochroniarza. Spojrzałam na nią podejrzliwie i
wywróciłam oczami, a Lisa delikatnie się uśmiechnęła.
-
Staniesz za barem, ja dzisiaj sobie pochodzę.- Zarządziłam hardo i ruszyłam w
stronę baru. Greg wrócił do robienia drinków wyłączając się na moment.
Próbowałam wzrokiem odnaleźć Laylę, ale nie było takiej opcji. Neony oślepiały
do tego stopnia, że jedyne, co mogłam dostrzec, to zarysy szalejących ludzi.
Lisa podała mi pięć drinków na tacy z numerkiem stolika. Odetchnęłam głęboko i
ruszyłam przed siebie. Zerknęłam na numerek 33. Ten stolik znajdował się w
przeciwnym kącie sali. Powoli balansowałam między tańczącymi ludźmi, upewniając
się, że spokojnie przejdę, nie rozlewając napoju. Gdy już byłam pewna, że nikt
mi nie wejdzie w drogę, nagle poczułam jak wpadam na kogoś, a taca
niebezpiecznie się chwieje. Wszystko działo się bardzo szybko i nawet nie zauważyłam,
kiedy drinki wylądowały na jednym z klubowiczów. Tylko dzięki temu, że
przytrzymał mnie za rękę, nie wylądowałam na ziemi.
-
Tak bardzo pana przepraszam…- Powiedziałam bardzo cicho, jednak byłam pewna, że
mężczyzna to usłyszał. Zrobiło mi się strasznie głupio i nie wiedziałam, co mam
ze sobą zrobić. Popodnosiłam szklanki, w czym pomógł mi „pokrzywdzony”.
-
Nic się nie stało. Zdaję sobie sprawę z tego, że leci tu na mnie pół klubu.-
Ten głos był tak ciepły i tak znajomy, że nie sposób było go nie rozpoznać.
Podniosłam wzrok na twarz chłopaka i na mojej twarzy pojawił się ogromny
uśmiech.
-
Zabini! Jesteś ostatnią osobą, której się tu spodziewałam!- Czarnoskóry chłopak
spojrzał na mnie i uniósł brwi w geście zdziwienia.
-
No mogę powiedzieć to samo o tobie, Granger. Co ty tu robisz?
-
Pracuję Diable, pracuję. Naprawdę, bardzo cię przepraszam. Jest tu tyle ludzi,
że roznoszenie zamówień bez większych szkód graniczy z cudem.
-
Nic się nie dzieje, na serio. Tylko nie wiem, co mam teraz z tym zrobić.-
Spojrzał na koszulkę lekko skonsternowany. Nagle usłyszałam śmiechy i w tłumie
pojawiła się grupka dobrze mi znanych osób.
-
Blaise, zostawić cię na moment, a ty już paniom mieszasz w głowie.- Blondyn
poklepał chłopaka w plecy i spojrzał na mnie. Jeszcze w życiu nie było mi tak
głupio! Jedyne, na co miałam ochotę, to ucieczka na górę, do swojego pokoju.
Nie wiem, co mnie naszło, żeby zejść na dół akurat dzisiaj.- O kogo ja widzę!
Granger, cóż za nieoczekiwane spotkanie.
-
Tak Malfoy, lepiej bym tego nie ujęła.- Spojrzałam na Diabła i jeszcze raz na
jego koszule.- Blaise, chodź zrobię porządek z tą koszulą i przyniosę wam te
drinki, już teraz, na koszt klubu.
-
Okey, tylko powiedziałbym coś Jessice, żeby nie miała do mnie pretensji.- Jak
na zawołanie obok Blaise’a pojawiła się śliczna blondynka. Uśmiechnęła się do
mnie i ucałowała chłopaka w policzek.
-
O co miałabym mieć do ciebie pretensje?- Zapytała dziwnie mi się przyglądając.
-
Jessica to Hermiona, koleżanka ze szkoły. Granger poznaj proszę moją dziewczynę
Jessicę.- Uścisnęłam jej rękę, po czym Blaise kontynuował.- Napatoczyłem się
Mionie i dostałem tacę drinków. Muszę z tym coś zrobić.
-
Na górze jest łazienka, a w pokoju mam różdżkę.- Wtrąciłam i spojrzałam na
dziewczynę.
-
Wiem, pracowałam tutaj. A ciebie pewnie przyjęli na moje miejsce?- Zapytała i
spojrzała w stronę baru, gdzie stała Lisa. Dziewczyna, gdy tylko zauważyła
koleżankę z pracy ruszyła w naszą stronę.
-
Czyli poradzicie sobie? Ja mam jeszcze trochę do zrobienia.- Poinformowałam
ich, starając się przekrzyczeć muzykę. Mimo tego, że rozmawiałam z Blaise’m,
czułam na sobie wzrok Malfoy’a. Szybko ruszyłam w stronę lady, gdzie aktualnie
nie było nikogo. Lisa witała się z przyjaciółką, a Layla zabawiała
imprezowiczów. Niektórzy byli naprawdę kulturalni, żartowali i byli spragnieni
towarzystwa. Jednak było trzeba naprawdę uważać. Zawsze można było natrafić na
takiego niewychowanego chama, jak to zrobiła Lisa. Spokojnie odłożyłam tacę i
zaczęłam przygotowywać drinki od nowa. Po chwili koło mnie znalazł się Greg.
-
A ty, co tu robisz? Chyba miałaś dzisiaj wolny wieczór. Stałaś za barem cały
dzień.
-
Nudziło mi się samej na górze, ale i tak dałam ciała. Wylałam drinki na
chłopaka.- Powiedziałam znużonym głosem i postawiłam dwa gotowe napoje na tacy.
-
Krzyczał?- Greg uśmiechnął się lekko. Za to go właśnie lubiłam. Nigdy nie miał
do nikogo żalu. Oczywiście w ramach możliwości.
-
Nie, na szczęście to mój stary znajomy, więc nie miał mi tego za złe.-
Skończyłam swoją pracę i odstawiłam resztę szklanek na tackę.- Drugą porcję dam
im na koszt lokalu. W końcu to moja wina. Co ty na to?- Spojrzał na mnie trochę
podejrzliwe, po czym pokręcił głową.
-
Tylko uważaj tym razem. Jest tu spory tłok i jak tak zaczniesz wszystkim
proponować na koszt firmy, to ci utnę z pensji.- Zażartował, a ja spojrzałam na
niego smętnym wzrokiem.
-
Chcesz żebym się kompromitowała za każdym razem, sprzedając tacę na ludzi?
Odstraszałabym ci klientów.- Odpowiedziałam troszkę zgryźliwie, jednak mu to
ani trochę nie przeszkadzało. Jedynie, co zrobił, to odgryzł mi się tak jak
tylko on potrafił.
-
Czy ja wiem? Najprawdopodobniej zaczęliby tu przychodzi toples. Mam za ładne
kelnerki, żeby zrezygnowali z tego klubu.- Uśmiechnął się szeroko i zniknął za
barem. Odetchnęłam głęboko i odwróciłam się, tylko po to, by ujrzeć twarz
pewnego blondyna.
-
Słucham? Czego pan sobie życzy?- Postanowiłam zachować zimną krew, nie chciałam
dać mu tej satysfakcji. Nie spojrzałam na niego. Dlaczego? Bałam się tego, co
on może tam ujrzeć. Nie ufałam sobie na tyle, by spokojnie patrzeć mu w oczy,
biorąc ostatni rok nauki w Hogwarcie.
-
Cóż za formalność… A da się tak jakąś mniej służbowo?- Zapytał wyraźnie
rozbawiony. Westchnęłam na tyle głośno, by usłyszał i ruszyłam z zamówieniem do
stolika. Starałam się go ignorować, choć on mi tego nie ułatwiał. Tym razem
udało mi się tam dotrzeć bez większych problemów. Postawiłam zamówienie na
stoliku i odwróciłam się, by wrócić do baru. Jednak ktoś mi postanowił to
utrudnić, ponieważ gdy tylko się odwróciłam zderzyłam się z „czyimś” torsem.
-Wiedziałem,
że na mnie lecisz, Granger.- Usłyszałam zgryźliwy głos tuż przy swoim uchu.
Uśmiechnęłam się lekko, mając szczerą nadzieje, że on tego nie zauważył. Zawsze
śmieszyły mnie jego trafne przytyki, nawet te, które były kierowane do moich
przyjaciół. Lecz musieliśmy utrzymywać pozory. On pogardy, ja nienawiści.
Wszystkim to pasowało, bo widzieli we mnie swoją Hermionę, a w nim wroga. Tak
dla przykładu.
-
Chyba tylko wpadam, Malfoy.- Tym razem zaśmiał się na tyle głośno, bym go
usłyszała.
-,
Kiedy kończysz?
-
Myślę, że to nie twoja sprawa. Proszę cię daj mi pracować w spokoju.
-
Granger, to ty tyle nie myśl, tylko mi powiedz, o której kończysz.
-
Herm jest już po pracy. Przez moment tylko mnie zastępowała, ponieważ miałam
mały problem.- Za pleców Malfoy wychyliła się rozświergotana Lisa. Na jej
ustach widniał szeroki uśmiech.- Formalnie ma dzisiaj wolny caaały długi
wieczór.- Dodała unosząc jedną brew.
-
Jejku, Lisa. Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła! Dziękuję ci ślicznie za
pomoc, ale proszę cię zajmij się tym, co do ciebie należy.- Warknęłam do niej
mniej przyjemnie, obcinając Malfoy’ a chłodnym spojrzeniem. Spokojnie go
wyminęłam i ruszyłam w stronę baru. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że
blondyn idzie za mną.
-
Chodź na zaplecze. Tutaj jest za głośno.- Powiedziałam z przekąsem, co skwitował
drwiącym śmiechem. Odstawiłam tackę i udałam się do pomieszczenia za ladą. Napotkałam
tam zdziwionego Gregory’ego, który po chwili podszedł do Malfoy’a i podał mu
rękę. Spojrzałam na nich zdezorientowana, na co obaj się uśmiechnęli. Po czym
Midnight rzucił krótkie „To ja was zostawię” i wyszedł. Wzięłam dwa większe
wdechy i spojrzałam na młodego milionera.
-
Czy ty wszędzie musisz mieć znajomości? Ale wracając… Słucham. Czego chciałeś?-
Przez chwilę, mogłabym przysiąc, że widziałam na jego twarzy zmieszanie. Jednak
szybko się zreflektował i westchnął.
-Ja
ich nie znam… Oni znają mnie.- Wyszczerzył się jak głupi do sera, po chwili
jednak poważniejąc. Może gdzieś wyjdziemy? I nie Granger, to nie jest randka.
Po prostu, nie mam wesołych wieści.- Zmieszałam się na moment i pokręciłam
głową.
-
Nie, Malfoy. Mów, co masz mówić i dowidzenia.- Tym razem to on pokiwał głową.
Spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu, dając mi do zrozumienia, że nie jest
zadowolony z mojej odpowiedzi.
-Nie
zachowuj się jak dziecko, Granger. Bierz manatki i choć. Nie mam całego
wieczoru dla ciebie…- Spojrzałam na niego niezadowolona. Nienawidziłam, jak
ktoś mi rozkazywał. Lubiłam być niezależna, a to, że ktoś próbował ingerować w
moje życie, było niedopuszczalne. Jednak z drugiej strony, kłócenie się z nim
byłoby naprawdę dziecinne. Spojrzałam na niego i pokiwałam głową.
-Skoczę
tylko ubrać coś na siebie.- Odparłam nawet na niego nie patrząc. Udałam się na
górę do swojego pokoju i wzięłam pierwszy lepszy płaszcz. Gdy wracałam
natknęłam się na Greg’a. Powiadomiłam go, że muszę wyjść na moment, na co tylko
skinął głową. Malfoy czekał na mnie przed wejściem.- Gdzie idziemy?- Zapytałam
zakładając ręce. Blondyn wzruszył ramionami i wskazał swój samochód. Bez słowa
ruszyłam w tamtą stronę. Malfoy otworzył mi drzwi od strony pasażera i sam
zajął miejsce kierowcy.
-
Nie wiem, od czego mam zacząć Granger.- Pierwszy raz widziałam tak zmieszanego
Malfoy’a. Nie odzywałam się. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Obecność blondyna
nie krępowała mnie jak wcześniej, ale czułam się nie swojo. Tak wiele czasu
upłynęło od ostatniego spotkania. W pierwszym odczuciu miałam ochotę zapytać
go, czy w ogóle to pamięta. Jednak po jego zaginięciu… Wciąż pamiętam pierwsze
strony Proroka. Te nagłówki… „Jedyny potomek Malfoy’ów powrócił.” Wtedy
dowiedziałam się, że on nadal żyje. Tyle razy chciałam mu podesłać sowę, by
zapytać czy wszystko w porządku. Ale zawsze panikowałam. Wszystkie listy
lądowały w płomieniach. Teraz, o tyle rzeczy chciałam go zapytać, a słowa
więzły w gardle. Do czasu, aż znowu się nie odezwał.- Zastanawiałem się, czy ci
o tym powiedzieć. Ale wtedy, gdy cię zobaczyłem w klubie… Muszę to wiedzieć.
Granger, co w tej chwili robi twój ojciec?- Zmroziło mnie. Autentycznie czułam,
że bladnę. Czułam no sobie jego wzrok. Jedyne na, co miałam ochotę w tamtym
momencie ochotę, to wysiąść z samochodu i… Miałam ochotę płakać, krzyczeć… to
zachowanie mogło wydawać się dziwne. Ale naprawdę nikt nie zdaje sobie sprawy z
tego, jaką ulgą było zapomnieć. A tu nagle wszystko runęło. Wszystkie
wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą.
-
Dlaczego pytasz?- Zapytałam się drżącym głosem.
-
Ostatnio miałem bardzo przykry incydent. Jak wiesz moja rodzina prowadzi firmę.
John po ostatniej kongresówce został zaatakowany, z miejsca zbrodni ściągnęli
odciski palców twojego ojca.- Otworzyłam drzwi i wyszłam z auta. I co ja mu
miałam odpowiedzieć? Nie widziałam go już od trzech miesięcy. Czułam, że się
trzęsę. Po chwili usłyszałam, że Malfoy wysiada z auta i do mnie podchodzi.
Podniosłam na niego rozbiegany wzrok. – Rozumiem, że nie zbyt dobrze.
-
On ma problemy z alkoholem. Malfoy, błagam nie zgłaszaj sprawy do sądu. Pokryje
wszystkie koszty… Ja naprawdę mam wiele problemów, nie potrzebuje dodatkowych.
-
Nie miałem zamiaru, tylko chce wiedzieć, dlaczego.- W jego glosie pobrzmiewała
stalowa nutka.
-
Pracował w policji przez pewien czas. Zwolnili go za picie. Więcej nie
powinieneś wiedzieć. Porozmawiam z nim. A teraz przepraszam, ale muszę wrócić
do pracy.- Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę klubu.
Podjęłam pochopną decyzję. Powiedziałam,
że z nim porozmawiam, a wcale tego nie chciałam. Teraz stałam pod drzwiami
swojego „domu” i nie widziałam gdzie oczy podziać. Spojrzałam w stronę ogródka.
Przymknęłam oczy, a obrazy zaczęły się pojawiać… Powoli i subtelnie.
Dwie
osoby huśtały się na huśtawce. Widać było, że są szczęśliwe. Mała dziewczynka
siedziała na kolanach u matki i razem czytały jakąś bajkę. Sześciolatka wesoło
machała nóżkami, które spokojnie zwisały, nie dosięgając do ziemi. Po chwili
spokój został zakłócony… Na podwórko wszedł mężczyzna. Chwiał się na nogach,
jego włosy były potargane, a rysy twarzy mocno się odcinały. Kobieta obronnym
gestem zagarnęła do siebie córkę i spojrzała na męża niespokojnie. Ten tylko
podszedł do niej, złapał ją za rękę. Spojrzał w oczy i wycedził przez zęby.
- Idziemy…- Po czym
udali się do domu. A obserwowała to para smutnych czekoladowych oczu. Dziewczynka
wydrapała się na huśtawkę i wzięła do rączki bajkę. Spod przymkniętych powiek
zaczęły płynąć gorące łzy. Kilka z nich spadło na książeczkę. Po chwili bajka
zamieniła się w popiół. Sześciolatka rozpłakała się jeszcze bardziej. Nawet to
jej zabrano. Niestety nikt jej nie usłyszał. Tej nocy spała na drewnianej
huśtawce w ogrodzie. Kolejny raz o niej zapomnieli…
Oderwałam wzrok od tego miejsca, czując
jak oczy coraz bardziej mnie pieką. Odetchnęłam głęboko jeszcze dwa razy i
uniosłam rękę. Czas się dla mnie zatrzymał, a moja ręka dwa razy uderzyła w
drewno drzwi. Przez chwilę wstrzymałam oddech, nasłuchując jakieś reakcji.
Cisza. Spuściłam głowę na dół. Może to i lepiej… Ominęłabym nie potrzebnego
stresu. Czystej goryczy, która władała moim sercem za każdym razem, gdy tylko
ich wspominałam. Odwróciłam się i nagle to usłyszałam… Odgłos kroków za
drzwiami. Moje serce załomotało jeszcze kilka razy, po czym się zatrzymało. A w
progu stanął mój ojciec. Spojrzałam na niego, próbując odszukać w nim mojego
tatusia.
Tego,
który uczył mnie jeździć na rowerze.
Tego,
który kupował mi lalki.
Tego,
który ponoć mnie kochał.
Jednak
nie znalazłam tam dosłownie niczego. Para oczu, tak podobnych do moich,
wpatrywała się we mnie. Ale nie było w nich nic. Zero uczuć i emocji. Mimo
wszystko coś ścisnęło mnie w gardle. Lecz nie spuściłam wzroku. Chyba w głębi
serca miałam nadzieję, że to on pierwszy zdezerteruje. Jednak i tym razem mnie
zawiódł.
-
Kogo ja widzę? Czego tu szukasz?- Ten głos… Taki daleki i obcy. Ile razy
próbowałam sobie wmówić, ze to tylko sen. Ile razy przed zaśnięciem wyobrażałam
sobie to spotkanie. Jednak nawet w sennych koszmarach nie wyglądało to tak jak
teraz. Ponownie usłyszałam kroki i tym razem zza jego pleców wyjrzała mama. W
tamtym momencie mogłam przysiąc, że w jej oczach zapanowała radość. Jednak tak
krucha, że lekkie poruszenie się ojca, sprawiło, że znowu zagościł w nich
popłoch. Tak… Nie strach. Ona wyglądała jak spłoszona zwierzyna, która była
gotowa do ucieczki. Szkoda, że nie dalej niż do pokoju gościnnego.
-
Kochanie, może ją wpuścisz… Chciałabym z nią porozmawiać…- Ten obcy dla mnie
mężczyzna, zmierzył mnie tylko zimnym wzrokiem, jakby oceniał czy w ogóle
jestem tego warta. Proszący głos matki wydawał mi się prawie niedosłyszalny. Po
chwili cofnął się, popychając przy tym matkę i już miał zamykać drzwi, gdy
usłyszałam niepewny głos.- To nasza córka…- W jego oczach nadal panowała
pustka. Nawet na nią nie spojrzał. Nic. Zero uczuć.
-
Ja nie mam córki…- Warknął hardo, a ja poczułam ostrą woń alkoholu. Zachwiał
się lekko i odwrócił na pięcie. Stałam przez chwilę zdezorientowana, ale nie
dałam mu tej satysfakcji i tym razem. Nie mogłam dać się mu od tak poniżać.
Biorąc pod uwagę to, że nie miał do tego najmniejszego powodu. Jeśli matka
sobie na to pozwala, jej interes. Sama stanęłam na nogi i nikt mi w tym nie
pomagał. Nie miałam zamiaru dawać się niszczyć temu alkoholikowi.
-
W takim razie jeszcze lepiej. Mam dla ciebie informację. Nawet nie wiesz jak
się cieszę, że jednak nie jesteśmy spokrewnieni.- Dziękowałam bogom, że mimo
wszystko mój głos nie drżał. Był cichy, ale nie słychać było w nim niepewności,
czy czegoś w tym rodzaju. Obserwowałam jak zatrzymuje się w pół kroku i odwraca
się do mnie. Nie czekając na zaproszenie weszłam do środka i nie ściągając
butów udałam się do małego pokoju gościnnego, który był pierwszym
pomieszczeniem zaraz po korytarzu. Nie czekałam na nich. I tak wiedziałam, że
przyjdą.
-
Tak się składa, że wiem o twoich przewinieniach i wiedz, że to ci nie ujdzie
płazem.- Powiedziałam tym samym tonem. Byłam ciekawa jego reakcji. On został
niewzruszony. Na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Matka zniknęła w
kuchni szepcząc „zrobię herbaty”.
-
Może ty zechcesz wymierzyć mi sprawiedliwość?- Ironia, sarkazm, mania
wyższości. To wszystko, co sobą reprezentował. A nie był nikim wielkim.
Bezrobotny pijak, który znęcał się nad żoną, ot co. Może w jego świecie
panowała inna hierarchia wartości…
-
Staczasz się za każdym razem. Z każdym dniem udowadniasz sobie
i
innym, że niżej już się nie da. Jednak jesteś od tego pieprzonym specjalistą.
Nie znam większego nieudacznika od ciebie…- Piekący ból. Przez chwilę
zamroczyło mnie tak mocno, że nie wiedziałam gdzie stoję. Uderzył mnie… Choć nigdy
wcześniej mu się to nie zdarzyło. Spranie matki? Czemu nie! Nie musiał być
nawet specjalnie nachlany. Jednak na mnie nigdy ręki nie podniósł, aż do teraz…
Ze stoickim spokoje uniosłam głowę. Mimo wszelkich starań nie mogłam otworzyć oka,
w które od niego dostałam.- Tak, zdecydowanie udowodniłeś mi teraz, że jesteś
wart coś więcej. Mam tylko głęboką nadzieję, że poczułeś się lepiej. Tym razem
pan John nie wniesie oskarżenia. Kolejnego razu nie będzie.- Odwróciłam się na
pięcie i wymaszerowałam z domu. Nie miałam siły na spacer. Po prostu
aportowałam się pod klub.
Nie było tłumów. Nie chciałam spotkać nikogo
znajomego. Bez większych problemów dotarłam na schody. Powoli pokonywałam
kolejne stopnie i gdy już stawałam na piąty stopień poczułam uścisk na
nadgarstku. Poczułam jak robi mi się słabo. Miałam wrażenie jakby ktoś mnie
spetryfikował. Jednak, gdy usłyszałam jego głos… Oddałabym wszystko, żeby już
być na górze.
-
Czyżbyś próbowała uciec?- Znacie to uczucie, gdy cały świat podpisał na Was
jakieś pieprzone veto? Nie zgadza się wtedy na kompromisy i uderza tak, by
zabolało.
-
Daj mi spokój, jestem zmęczona. Pogadamy innym razem.- Próbowałam wyszarpnąć
rękę. Jednak bezowocnie. Z każdą upływającą sekundą miałam ochotę wyć. Nie
puszczał nadgarstka, a ja postanowiłam dać za wygraną. Jedną bitwę już
przegrałam, nie miałam nic do stracenia. Powoli się odwróciłam i spokojnie
uniosłam głowę.
Rzadko widziałam zmianę w tych szarych
tęczówkach. Na co dzień były one pokryte szarą kurtyną z niebieskimi akcentami
i nic nie dało się z nich odczytać. Dziś tak kurtyna opadła, lecz nie na tyle,
by zauważyć w nich emocje. Po prostu udowodnił mi, że jednak jest człowiekiem.
A nie jakimś pieprzonym robotem.
-
Co ci się stało?- Miałam ochotę się roześmiać. Jego zdziwienie było dla mnie
paradoksalne. Zdobyłam się na jeden drwiący uśmiech.
-
Cena szczerości. Tym razem z nadpłatą.- Jego uścisk zelżał, ale nie wyrwałam
ręki. Dopiero, gdy opuścił ręce wzdłuż ciała, ja odwróciłam się i wybiegłam na
górę. Wpadłam do pokoju, rzucając się na łóżko. Spokojnie wpatrywałam się w
sufit, by chwilę później wybuchnąć histerycznym śmiechem…
Przeczytałam. Z jednej strony jestem pod wrażeniem ciekawa ta historia i w ogóle. Tylko... No właśnie tylko. Kochana moja Rouse nie wiem czy będzie to dla ciebie krytyką czy pochlebstwem ale musze to napisac. Albo zrób z tego zupełną alternatywę to znaczy całkiem bez magii albo wpleć jej trovchę więcej. Jak dla mnie taki Malfoy potomek rodu czystej krwii w tym opowiadani zachowuje się jak mugol. To samo Zabini. Do tego jakoś nie wierzę w takie totalne pomieszanie świata czarodziejów z mugolami. Nawet jeśli jest po wojnie. Ale to są takie zupełnie subiektywne odczucia. Ogólnie podoba mi się twój styl. Czasem coś.zgrzytnie ale w sumie jest w lorzadku. Gdzieś tam było powtórzenie w jednym zdaniu i kilka literówek ale.nie miało to większego wpływu na zrozumienie tekstu. W kożdym razie pisz dalej. Jestem ciekawa co sie wydażyło przed zniknięciem Draco
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!!' ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńŚwietne ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa historia, jedna z ciekawszych, jakie czytałam. Pogratulować ci tylko twoich umiejętności pisarskich! Naprawdę podoba mi się twój styl pisania<3
OdpowiedzUsuńdramione-dont-hurt-her.blogspot.com